Ostatnio testuję różne warianty miseczkowych śniadań, polegające na wieczornym zblendowaniu mleka z 'czymś' oraz porannego zagotowania tego 'czegoś'. Długiego zagotowania... W tej wersji połączyłam banana, mleko i płatki owsiane. Blender utworzył z nich cudowny krem, który spędził upojną noc w lodówce, aby z samego rana wylądować na kuchence i gotować się około dziesięciu minut, w czasie których dołączyły do niego winogrona. Niby nic, niby niewielka rzecz - a smak wydaje mi się delikatniejszy i lepszy.
Wasze wczorajsze odpowiedzi w sprawie obiadowych dodatków uświadomiły mi, że w sumie w moim dzieciństwie nie było aż tylu kombinacji, chociaż niektóre z tych, o których pisaliście - pamiętam ze stołówkowych obiadów:)
Żegnamy kwiecień!^^